środa, 27 sierpnia 2014

hepi berzdej

Niedługo minie rok od rozpoczęcia największej, najbardziej fascynującej i najniebezpieczniejszej przygody mojego życia. Bycie matką. Posiadanie dziecka. Kreowanie nowego charakteru. Nie mija on dzisiaj – w urodziny mojego dziecka, bo dopiero po trzech dniach po porodzie zdałam sobie sprawę, że, o losie, podejmę to wyzwanie.

Co u mnie? Różnie. Ostatnio było ciężko. Zajmowanie się dzieckiem, które dopiero co odkrywa swoje możliwości, które dopiero co się urodziło jest męczące – przeważnie fizycznie. Ale ja naczytałam się za dużo psychologicznych poradników o wychowywaniu dziecka i czuję, że mój najmniejszy ruch może spowodować stałe zmiany w jej mózgu, że jej charakter kreuje się w każdej chwili jej skromnego życia, że w jej głowie rodzą się przyzwyczajenia, że na przykład przez to, że podam jej butelkę 2 minuty wcześniej niż powinnam – będzie rozkapryszoną pierwszoklasistką, która nie pożycza nikomu kredek. Także dużo się stresuję. Co często skutkuje tym, że do wychowywania podchodzę z totalnym luzem. Logiczne przecież – Mai zawsze było najlepiej w skrajnościach.

Jestem silniejsza niż byłam. Daj panie, bardziej dojrzała i odpowiedzialna. Co by się nie działo nie powiem z ręką na sercu (nawet jeśli próbuję, to ona ciągle drży), że jestem bardziej zorganizowana. Nadal latam trochę ponad chodnikami, czasem nie pamiętam jaki jest dzień tygodnia, używam kalendarza z 2013, słucham za głośno muzyki i często się spóźniam – ale wbrew pozorom, zawsze jakoś mi się udaje dopiąć wszystko na ostatni guzik. Albo zachachmęcić, żeby chociaż wydawało się, że tak jest.

Co u Oli? Myślę, że ona czuje się zajebiście.


Ma szczęśliwą mamę. A żyję w przekonaniu, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.  


wtorek, 17 czerwca 2014

nowe ziomeczki w naszej crew

Niedziela. Zamiast na kolejną kawę, kolejne rozmowy o życiu i przeżyciu – spacer z dziećmi. My, dwie dziewczyny, przyjaciółki, które leczyły razem pierwsze kace (śpiewając „Nie ma, nie ma wody na pustyni”), ocierały pierwsze miłosne łzy, snuły plany na miejsce telewizora na ścianie w przyszłym, wspólnym mieszkaniu (telewizor, really?) idziemy na spacer, z dziećmi do tego. Własnymi. Tzn moje jest moje, a Jej jest nie do końca jej, bo jej taty. Czyli wspólna krew. Czyli brat. „Nie mogę w to uwierzyć”, „Kto by pomyślał” - te i kilka innych patetycznych zdań musiało być wypowiedzianych. Bo nikt by nie pomyślał. A jednak.


Ola, od pierwszych miesięcy swojego cudownego życia poznaje codziennie nowych ludzi, jest to przywilej dzieci młodych rodziców. Dużo znajomych = dużo cioć i wujków. Ola ma też dwa domy, i w każdym z nich czeka na nią dużo miłości, ciepła i przygód. Myślę, że to sprawia, że nie wstydzi się przy poznawaniu kogoś. Zero dystansu, od razu przechodzi na wyższy poziom znajomości. Kumple? Kumple, przecież znamy się już pięć minut. Ma to chyba po mamie.







Obserwowanie tych małych ludzi jak wchodzą w subtelną, nieśmiałą (jak zauważycie na filmie, te słowa tyczą się tylko Stasia, bo Ola chyba nigdy nie zrozumie co one znaczą) interakcje było czymś fascynującym i rozczulającym. Chcę więcej. Ogłaszam nabór na nowych przyjaciół na mojego dziecka. 







wtorek, 10 czerwca 2014

Powody, dla których moje dziecko płacze.

Ból.
Głód.
Lęk.
To są główne powody dla których dzieci płaczą. W racjonalnym świecie.
Ola w pierwszych miesiącach swojego super życia bardzo mało płakała. Dlaczego? Podejrzenie numer jeden brzmi, że dlatego, że byłam tak niesamowicie sprawna w spełnianiu matczynych obowiązków, że nie miała powodów do płaczu. Podejrzenie numer dwa, które odbiega trochę od podejrzenia numer jeden : Olina widziała, że potrzebuję trochę czasu, aby udoskonalić swoje matczyne umiejętności, więc była wyrozumiała. Luz malina. Czasami było tak, że płakałam razem z nią. Z czystej bezradności (btw. bezradność to jedno z niewielu uczuć, które wzbudza we mnie salwy płaczu).
Raz było tak, że to ja płakałam, a Ola niestety patrzyła. Moment ten był epicki i myślę, że zapamiętam go do końca życia. To wtedy zakochałam się w niej po raz drugi. Ola spała w moim łózku, ja po jakiejś kłótni położyłam się na łóżku i udawałam histeryczkę. Łzy leciały mi z oczu i co jakiś czas wzdychałam. Imie-maja-zawód-cierpiętnik.kłopociki.problemiki.com. Cukrowa lalka obudziła się (za pewne po kolejnym ah jak mi źle jak niedobrze), spojrzała na mnie i POGŁASKAŁA MNIE po policzku. Dziecko, które ledwo widzi kolory, które jeszcze nawet nie siedzi – odczytała emocje z mojej twarzy. Podobno dla takiego bobasiątka twarz mamy jest jedynym elementem krajobrazu, które odróżnia od plam. Jest dla niego całym światem. A jak świat Ci płacze – to musisz pogłaskać, i powiedzieć „światku, światku, nie płacz”.

Podobno też, dla rodziców ich dzieci są cały światem (podobno, bo co ja o tym mogę wiedzieć). I jeśli Twoje dziecko płacze – łamie Ci się serce. Do pewnego czasu. Im dzidzia starsza – tym więcej płacze. Wczoraj udostępniłam na blogowym instagramie zdjęcie jak mój świat płacze. Płakała bo nie dałam jej wyrwać sobie z rąk mojego telefonu, który zawsze albo bierze do buzi (słyszałam plotki, że na słuchawce telefonicznej jest więcej zarazków niż na muszli klozetowej. Panie google czy to prawda?), albo macha nim ostentacyjnie, jak orderem zwycięstwa, po czym z ekscytacji wypada jej on z rąk i się rozpada na części pierwsze. Jest to sytuacja nagminna. Miałam trochę oporów przed opublikowaniem tego zdjęcia, no bo przecież to, że robię dziecku zdjęcia gdy rozpacza, zamiast wziąć na rączki, przytulić, powiedziec luli luli mama Cie przytuli i da Ci telefon, albo da Ci włożyć palce do gniazdka, bo przecież chcesz, da Ci widelca którym je obiad, bo przecież chcesz, da Ci porwać struny od gitary i poharatać sobie skórę, bo przecież chcesz, luli luli, luli laj. Ale potem przypomniałam sobie o stronie www.reasonsmysoniscrying.com, na której rodzice z całego świata wklejają zdjęcia swoich pociech, które płaczą z absurdalnych powodów. Komitywa parentingowa.
Obraz męki na ich twarzy, rozpacz, sromotne łzy w zestawieniu z wytłumaczeniem powodu cierpienia jest naprawdę rozczulający. Komiczny. Sprawia, że histerie swojego dziecka bierze się na dystans, na luzie. Kto wie, może zauważy w swoim zachowaniu absurd i samo siebie uspokoi?

Te dziecko wygrywa internet.













DRAMAT

Znam taką, co jak przychodzi do mnie do domu to cały czas puszcza Beyonce, a jak proszę ją aby przestała to robi podobną minę. 




Indywidualizm od najmłodszych lat.


Myślę, że on też płakał z bezradności, tak jak ja. 





NAJLEPSZE ZDJĘCIE EVER.

Znam też taką, która obraża się wtedy, gdy nie chcę sobie zrobić z nią selfie.


Tydzień temu musiałam wybiec spod prysznica na golaska, z pianą na włosach bo Olina obudziła się na dwie sekundy, zobaczyła mnie, uśmiechnęła się i wróciła do spania. Pozdrawiam.








Pamiętam czasy, gdy Ola bardzo uspokajała się przy dźwiękach Wrecking Ball, albo Stay Pani Rirri. Co za bezwstydnie mainstreamowe dziecię. 

Też tak czasem mam. Najczęściej rano. 


Pamiętam, że jak oglądałam Breaking Bad, a potem miałam karmić piersią Krynkę, to bardzo bałam się tego, że dostarczam dziecku zestresowane mleko. 

Ten wykrzyw twarzy, haha. 


Oglądanie tych zdjęć utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie tylko ja jestem 'wyrodnym rodzicem'. Że dzieci są czasami irytujące, ale warto obrócić to w żart, niż na serio się tym przejmować, a co gorsze - denerwować się na nie i krzyczeć. Po co płaczesz, nie płacz, po co robisz, nie rób. 

Uprzedzam was również, że zaczynam na insta insta serie #thereasonmybabyiscrying. Co nie znaczy, że będę ją zmuszać do płaczu, pokazywać jej cukierki, a potem je zabierać. Płacz będzie jak zwykle przypadkowy, nieoczekiwany, niedorzeczny, i dla mnie, na szczęście zabawny. Sorry, zlinczujcie mnie.

Wszystkie zdjęcia (oprócz mojego z moim przecudnym dzieckiem aka Breżniew) pochodzą z tej niesamowitej strony.

wtorek, 3 czerwca 2014

Muzyczny Dzień Dziecka

W minioną niedziele był dzień dziecka. Jako, że moje dziecko jeszcze nie jest świadome co się do niego mówi to pozwoliłam sobie nie składać jej życzeń. Nie robiłyśmy też nic na tyle ciekawego, że mogłabym to opisać w notce. Ale jako, że w zamyśle miał być to blog 'parentingowy', wpis z okazji dnia osoby, której parentinguję – powinien się znaleźć. Mogłabym napisać do niej chwytający za serce list, ale nie zrobię tego z wyżej wymienionych powodów. Olina, co najwyżej mogłaby kiedyś usłyszeć ode mnie „słuchaj, na blogu, jakieś 10 lat temu wstawiłam list, który był adresowany do Ciebie, weź zerknij, co?”. Po pierwsze, nie wiem, czy w przeciągu tego czasu blogspot mnie nie zbanuje, po drugie, nie wiem czy przypadkiem nie zapomnę hasła do swojego konta (tak bardzo, tak bardzo w moim stylu) i czy blog będzie kontynuowany, po trzecie po co miałabym to robić, po co to komu, na co.


Dzieci są inspirujące, naprawdę. Dzieci się kocha i chce się dla nich jak najlepiej. Też najlepszej muzyki. A jaka będzie lepsza niż ta, którą napiszecie sami? Ja jeszcze (jeszcze!) piosenek nie piszę, ale znalazłam tych, którzy to zrobili. Niesamowici. Sinead O' Connor, David Bowie, Kate Bush, Jay-z i Eric Clapton. Hormony w moim organizmie nadal szaleją (chyba traktuję to jako wytłumaczenie, a prawda jest taka, że zawsze byłam nazbyt emocjonalna i szybko się wzruszałam) więc chyba nie muszę wam mówić, że czytając o niektórych piosenkach (wszystkich) obraz mi się zamazywał, oczy mi się pociły i chusteczki szły w ruch.

                                Kate Bush

Jest inspiracją uwielbianych przeze mnie muzyków (Björk, Kate Nash). Sama często inspirowała się literaturą i kinem. Jedna z jej najsłynniejszych piosenek, która dała jej największy rozgłos komercyjny (która równocześnie była debiutem wokalistki, szok!) „Wuthering Heights” była efektem zauroczenia się powieścią. Jaką to już chyba sami dacie radę się domyślić.

How could you leave me
When i needed to possess you
I hated You, I loved You too
(…)
Heathcliff, it's me, your Cathy, I've come home

Zazwyczaj jej piosenki są udziwnione muzycznie, rozbudowane. Czasami wręcz oniryczne, hipnotyzujące. Mocno liryczne. Teksty opowiadają ciekawe historie (np. Babooshka, Rinfy the Gypsy) – Kate jest świetną songwriterką.
To jak bardzo skromny w ekspresji jest utwór dla jej synka Alberta, pieszczotliwie „Bertiego” pokazuje, moim zdaniem, jak bardzo piosenkarka ceniła sobie prywatność. Dla wielu była tajemnicą. Do tego stopnia, że nikt nie dowiedział się, że jest w ciąży/urodziła/jest matką (proces biologiczny znaczy nam, kobietom-matkom),dopóki sekretu nie wyjawił przyjaciel rodziny, piosenkarz Peter Gabriel.
Piosenka jest prosta. Ale czy można użyć większych i bardziej definiujących słów niż :

here comes the sunshine
here comes the son of mine
here comes the everything

Znalazłam jeszcze uroczy cytat, odnoszący się do spotkania Kate z Królową.
I would do anything for Bertie, including making an ashole of myself in front of a whole room ful of people and the Queen'.

Myślę, że to wszystko idealnie opisuje jeden z aspektów macierzyństwa. Dziecko niesamowicie upraszcza Ci czasami niektóre sprawy. Przy natłoku zadań, myśli, wrażeń, problemów, przy natłoku ogólnie pojętego wszystkiego zdarza się moment w ciągu dnia, że patrzysz na swoje dziecko, wypuszczasz powietrze z płuc i zadajesz sobie pytanie : po co to wszystko. Uspokajasz się. Na chwilę odpuszczasz. Kate Bush pisząc skomplikowane artystycznie piosenki, w piosence dla swojego dziecka odpuściła sobie, odetchnęła. Użyła prostych, krótkich zdań. Po słowie everything nie wiele można dodać. I to wystarczy.



                                Jay – Z

Nie dość, że sam jest multimilionerem, zdobywcą 15 statuetek Grammy, jednym z najbardziej wpływowych ludzi show biznesu, mężem Beyonce, której można przypisać dokładnie te same rzeczy, co jemu, dodając niesamowitą urodę – to jeszcze ich wspólne dziecko, Blue Ivy ma afro <3
I gdy przyszła na świad Empire State Building świeciło się na niebiesko. Wow. Gdy ja przychodziłam na świat sukcesem było to, że położnicy byli trzeźwi, a łóżko szpitalne mojej mamy nie takie niewygodne.
Chyba to przy przygotowywaniu tekstu o nim najbardziej dotknęła mnie moc miłości artysty do swojego dziecka. Wyobraziłam sobie wielkiego faceta, dosłownie i w przenośni, który doświadczył tyle sukcesów, na którego koncertach zjawia się milion pięćset sto dziewięćset fanów, którzy są w stanie powtórzyć każdy jego wers. Ten sam człowiek mówi o posiadaniu baby Blue :

The most amazing feeling I feel

Człowiek, który znany jest z brawurowego języka mówi :

Words can't describe the feeling for real

Człowiek, który stworzył 12 autorskich albumów, większość z nich pokryła się planytą, dwa z nich zostały umieszczone na liście 500 albumów wszech czasów mówi :

My greatest creation was you, you : Glory!


Everything that i prayed for
God's gift, i wish i woulda prayed more.


Kocham moich rodziców. Ale być dzieckiem Hovy i Beyonce :

A younger, smarter, faster me
So a pinch of Hov, a whole glass of Bey


Na RapGenius znalazłam pytanie : How could Hov's daughter not swag?

Bad-ass lil Hov
Two years old, shopping on Savile Row

Dotykając rapujących tatusiów, chciałam zahaczyć o Kanyego Westa, ale myślę, że jego (fascynująca i paraliżująca) próżność odnosi się również do dziecka. Nie bez powodu bobas nazywa się North West (ha. ha.). On zdanie my greatest creation was you mógłby skierować do wszystkiego czego się dotknął.

          

                           Sinead O'connor

Przepiękna kołysanka.




                              David Bowie
Życie dziecka Davida Bowiego (<3) musiało wyglądać mniej więcej tak :


Bowie nazywa siebie i matkę Zowiego – Angie, parą czubków, kochanków uwiązanych w miłosny obłęd. Rodzicielstwo sprowadza do wiary w syna (najważniejsze!), kupna kilku ciepłych rzeczy, i zapewnień, że na pewno będzie potrzebował książeczki, która nauczy go życia między ludźmi, którzy uważają go za czubka, którym na pewno będzie, ze względu na czubków rodziców.

Cause if you stay with us you're gonna be pretty Kookie too

Wezmę radę Davida Bowiego do serca. Jeśli Krynia będzie miała problem z pracą domową olejemy sprawę na chwilę i wybierzemy się na crazy wycieczkę na miasto. Z wujkiem Bowiem w głośnikach.



                               Eric Clapton

Nie chcę mówić za dużo o tej piosence. Odkąd zostałam mamą, cokolwiek co jest związane z dziećmi i jest smutne/tragiczne/szokujące/opowiada o śmierci – powoduje, że wyłączam się i nie chcę o niczym myśleć. Moja wyobraźnia jest za bardzo plastyczna, więc wolę wyłączyć mózg i w ogóle jej nie używać niż używać jej w bardzo, bardzo czarny sposób.
Eric Clapton miał syna. Syn ten, czteroletni, wypadł z okna. Okno znajdowało się w nowojorskim apartamentowcu. Apartament znajdował się na 23. piętrze. Syn zmarł. Clapton napisał piosenkę. Smutną. Pełną bólu. Piękną.

Dobranoc.








środa, 28 maja 2014

komunikacja niewerbalna

olinka czasamii, o trzeciej w nocy, zapomina, że nie potrafi mówić


Ola była pierwszym dzieckiem jakie trzymałam na rękach. Nie umiem dzieci. Nie znałam się na dzieciach i myślę, że moja wiedza jak na razie powiększyła się o bardzo oczywiste informacje, które potrzebne są każdemu z nas do przetrwania. Lub o ciekawe ciekawostki, takie jak to, że żeby Twój bobas był mądry puszczaj mu muzykę poważną, Bacha i Mozarta. To wiem. Czy Kanye West, Rojek i Bjork to muzyka poważna?

W weekend odwiedziłam mojego tatę za miastem. Psy, koty, starocie, płyty z gramofonu, konie 10 metrów od domu, natura i chill. Do momentu, w którym spokój postanowił przełamać trzylatek – wnuczek sąsiadki. Ten młody jegomość na początku wzbudzał we mnie ciekawość. Byłam nawet podekscytowana, że będę miała okazję poobcować ze starszym dzieckiem, trochę bardziej przypominającym człowieka niż moja cukrowa lalka, która wówczas kimała. Widziałam, że mi się przygląda, pierwszy raz widział mnie na oczy. Zadał głośne, pełne pretensji pytanie 'A KTO TO JEST?' i nadal się na mnie gapił. Chciałam nawiązać z nim wspólne flow, otworzyć usta i zacząć z nim rozmowę. Usta otworzyłam, owszem, ale wydobył się z nich tylko żałosny dźwięk eeeeeeee – oznaczający niewiedzę. Kompletnie nie miałam pojęcia co się do takich dzieci mówi. Na jakim są one poziomie emocjonalnym, na co można sobie pozwolić, a na co nie. Z oddali obserwował mnie tata, widziałam jaki dumny jest z tego, że zrobiłam się taka kids friendly, że z każdym dzieckiem sobie mogę poplotkować, pożartować, być drugą mamą. Po chwili doszłam do siebie, coś tam do niego mówiłam, on mi coś odpowiadał, nie wiem co, bo nie rozumiałam go ani trochę. Ale myślę że tak, że się lubimy, na pewno.

Staram się być człowiekiem słowa (oh ah), doceniam je i podziwiam, lubię się nim posługiwać. Komunikacja werbalna jest głównym środkiem komunikacji międzyludzkiej. Jak komunikować się z postacią, która nie mówi nic, która tylko się patrzy? Przez pierwszy tydzień po przyjściu Kryni na świat (przyszła sama, mhm, zero mojej zasługi) nie odzywałam się do niej. Czułam blokadę. Po co mówić do dziecka, które nic nie rozumie. Gdy mama dźgała mnie paluchem, jak ta baba z Dnia Świra i mówiła „no powiedz coś, powiedz, zobacz jak się patrzy” ja starałam się przełamać. Czułam się bardzo kretyńsko i sztucznie. Po jakimś czasie mówienia, skumałam, że raczej nie chodzi o sens słów, które wypowiadam, tylko o ciepło mojego głosu, o ton, i o bezpieczeństwo jakie ona czuje gdy mnie słyszy. Równie dobrze zamiast słów kocham Cie robaczku mogłabym mówić do niej zupa pomidorowa z kluskami. Szczęście z obydwu stron niewyobrażalne.

Z jednej strony nie mogę się doczekać tego, aż zacznie wypowiadać konkretne słowa, a z drugiej strony jak słyszę kiedy dorośli mówią : Pani Majo albo ta Agnieszka to na drugie miała Krzysztof (pewnie wkradł się gender), szłem szłem i nie doszłem, dzieci pyskują rodzicom, starają się być śmieszne (nie ma nic gorszego niż dziecko opowiadające kawał!) to cieszę się, że my z Olinką dogadujemy się na poziomie symbolicznym. Rozumiemy się.

„Nie umiem” dzieci. Umiem tylko moje dziecko. W stu procentach. Na pamięć.


środa, 21 maja 2014

Maju, życzę Ci...

                                                                soundrack

Maju,

jesteś dla mnie bardzo ważna, więc chciałabym, aby wszystkie piękne życzenia, które złożyli Ci Twoi przyjaciele się spełniły. Chciałabym jednak dodać coś od siebie.


Życzę Ci marzeń. Życzę Ci, abyś mogła bez poczucia winy marzyć i wierzyć, że kiedyś te marzenia zrealizujesz. Same się nie spełniają, Ty musisz to zrobić, zapamiętaj. Radzę Ci, abyś w końcu znalazła do nich drogę.
Życzę Ci sprecyzowanych planów życiowych i umiejętności tworzenia ich racjonalnie. Musisz krok po kroku dążyć do ich realizacji, więc, życzę Ci dużo siły i cierpliwości. Wiem, że jesteś silna, pokazałaś to nie raz.
Dobrze wiesz, że pomysły – ulotna rzecz, więc życzę Ci dużo spokoju. Spokój uratuje Cię od frustracji, która pojawia się gdy czujesz się bezradna, zawsze wtedy gdy nie masz czasu na zmaterializowanie owych pomysłów. Ich nigdy nie brakuje. Ciesz się, że nie jest odwrotnie.
Znajdź różnicę, między braniem przykładu z innych, a porównywaniem siebie do innych. Możesz robić to pierwsze, to drugie sobie odpuść, nie prowadzi do niczego dobrego.
Chciałabym, żeby śpiewała za Edith Piaf „Non, je ne regrette rien...”, żebyś nigdy nie miała ochoty ochoty cofnąć czasu, żebyś pamiętała przyszłość, żyła teraźniejszością, i myślała o przyszłości. Powinnaś się w końcu tego nauczyć. Czas nie jest Twoim wrogiem. Nie powinien być.

Do tego życzę Ci : Warszawy, Londynu, Berlina, Nowego Yorku,  nieskończonej ilości zajebistych książek, czasu na przeczytanie tych wszystkich zaległych artykułów, które masz pozaznaczane i odłożone, możliwości zaprojektowania własnego domu i zaaranżowania go, zawsze ładnie pomalowanych paznokci, niekończącej się rukoli i niskokalorycznej pizzy, poranków na plaży, możliwości podróżowania, i zrealizowania planu eurotripa, sushi raz w tygodniu, Chanelki, wydania zbioru opowiadań, kolacji z przyjaciółmi, żeby ktoś kiedyś zadedykował Ci książkę, jaśminowych perfum, kilograma pistacji, darmowych biletów na te wszystkie festiwale muzyczne i filmowe, które się szykują tego roku, tego psa co był w Masce, wycieczki z Thelmą i Louise, żeby młody Vincent Cassel był Twoim kochankiem, Chet Faker układał dla Ciebie piosenki, Flume zagrało na Twoich następnych urodzinach, Amy Winehouse zmartwychwstała i napiła się z Tobą wódki, i zrobiła Ci tatuaż na imprezie, żeby Kanye West napisał o Tobie post na twiterze, a Edgar Keret wypił z Tobą wiadro kawy.
Życzę Ci, żeby Twoja córka zawsze patrzyła na Ciebie tak jak teraz, z miłością, podziwem i zaufaniem, żeby była z Ciebie dumna i żebyście inspirowały siebie nawzajem, żebyście bawiły się ze sobą najlepiej na świecie, żeby zamiast Lala mówiła do Ciebie mama i żeby w przyszłości wiedziała, że warto rozmawiać. Z Tobą. O wszystkim. 
Miłości Ci życzę, dzięki której będziesz chodzić 30 centymetrów ponad chodnikami, która Cie uskrzydli, ożywi, zregeneruje, ukoi (brzmi to jak reklama kremu do rąk, który też Ci się przyda), popchnie do poznania siebie na nowo, nie wyrwie Ci serca, tylko złapie je, ściśnie, i je ogrzeje, która Cie pogłaszcze po głowie i sprawi, że będziesz się czuła najważniejsza na świecie. Dla kogoś. (Okej, tak się czujesz dzięki miłości rodzicielskiej, ale zasługujesz na true romance. )

Mai – Maja.

Ps: Żeby to wszystko się spełniło musisz działać.


piątek, 16 maja 2014

Na co nie pozwala mi posiadanie dziecka?


A co wam utrudnia spełnianie marzeń?

Więcej na ten temat wkrótce! Teraz pędzę, aby odwiedzić Poznań, miasto doznań. Krynia spędza weekend z tatą, więc mama Maja będzie udawać, że jest beztroska i że ma urodziny w piątek i w sobotę, a nie w poniedziałek.
Ostatnio mój highlife ogranicza się do słuchania za głośno muzyki, przechodzenia na czerwonym świetle i przedawkowania zielonej herbaty. Ja wiem, życie na krawędzi. Postanowiłam więc pomóc przygodzie i pojechać autostopem, ale wczoraj zgrzeszyłam. Ja Maja, na drugie mi hipokrytka. Trafiłam wczoraj na imprezę na kortowiadzie. Chociaż to miejsce, w którym się bawiłam kortowiady nie przypominało ani trochę. Ludzie nie aż tak bardzo pijani i muzyka zajebista i pod sceną nie było pogo. Zero golizny i agropola. Dzięki Trap nie Disco za zajebisty balet. Przez który nad ranem podróż na stopa wydawała mi się logistycznie niemożliwa...
Ale dzień jeszcze nie stracony, szansa nie zmarnowana, PKP na pewno zorganizuje mi jakieś przygody. Co prawda dzisiaj klimat mamy dobry, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sobie postać chwilę na polu i pokontemplować przyrodę i snuć refleksje nad swoją matczyną rolą. Śledźcie mnie na blogowym Instagramie gdzie będę relacjonować wyzwanie pod tytułem pociąg.

Z fartem.