Niedługo minie rok od rozpoczęcia
największej, najbardziej fascynującej i najniebezpieczniejszej
przygody mojego życia. Bycie matką. Posiadanie dziecka. Kreowanie
nowego charakteru. Nie mija on dzisiaj – w urodziny mojego dziecka,
bo dopiero po trzech dniach po porodzie zdałam sobie sprawę, że, o
losie, podejmę to wyzwanie.
Co u mnie? Różnie. Ostatnio było
ciężko. Zajmowanie się dzieckiem, które dopiero co odkrywa swoje
możliwości, które dopiero co się urodziło jest męczące –
przeważnie fizycznie. Ale ja naczytałam się za dużo
psychologicznych poradników o wychowywaniu dziecka i czuję, że mój
najmniejszy ruch może spowodować stałe zmiany w jej mózgu, że
jej charakter kreuje się w każdej chwili jej skromnego życia, że
w jej głowie rodzą się przyzwyczajenia, że na przykład przez to,
że podam jej butelkę 2 minuty wcześniej niż powinnam – będzie
rozkapryszoną pierwszoklasistką, która nie pożycza nikomu kredek.
Także dużo się stresuję. Co często skutkuje tym, że do
wychowywania podchodzę z totalnym luzem. Logiczne przecież – Mai
zawsze było najlepiej w skrajnościach.
Jestem silniejsza niż byłam. Daj
panie, bardziej dojrzała i odpowiedzialna. Co by się nie działo
nie powiem z ręką na sercu (nawet jeśli próbuję, to ona ciągle
drży), że jestem bardziej zorganizowana. Nadal latam trochę ponad
chodnikami, czasem nie pamiętam jaki jest dzień tygodnia, używam
kalendarza z 2013, słucham za głośno muzyki i często się
spóźniam – ale wbrew pozorom, zawsze jakoś mi się udaje dopiąć
wszystko na ostatni guzik. Albo zachachmęcić, żeby chociaż
wydawało się, że tak jest.
Co u Oli? Myślę, że ona czuje się
zajebiście.
Ma szczęśliwą mamę. A żyję w
przekonaniu, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.
Niedziela. Zamiast na
kolejną kawę, kolejne rozmowy o życiu i przeżyciu – spacer z
dziećmi. My, dwie dziewczyny, przyjaciółki, które leczyły razem
pierwsze kace (śpiewając „Nie ma, nie ma wody na pustyni”),
ocierały pierwsze miłosne łzy, snuły plany na miejsce telewizora
na ścianie w przyszłym, wspólnym mieszkaniu (telewizor, really?)
idziemy na spacer, z dziećmi do tego. Własnymi. Tzn moje jest moje,
a Jej jest nie do końca jej, bo jej taty. Czyli wspólna krew. Czyli
brat. „Nie mogę w to uwierzyć”, „Kto by pomyślał” - te i
kilka innych patetycznych zdań musiało być wypowiedzianych. Bo
nikt by nie pomyślał. A jednak.
Ola, od pierwszych miesięcy swojego cudownego życia poznaje codziennie nowych ludzi, jest to przywilej dzieci młodych rodziców. Dużo znajomych = dużo cioć i wujków. Ola ma też dwa domy, i w każdym z nich czeka na nią dużo miłości, ciepła i przygód. Myślę, że to sprawia, że nie wstydzi się przy poznawaniu kogoś. Zero dystansu, od razu przechodzi na wyższy poziom znajomości. Kumple? Kumple, przecież znamy się już pięć minut. Ma to chyba po mamie.
Obserwowanie tych małych ludzi jak wchodzą w subtelną, nieśmiałą (jak zauważycie na filmie, te słowa tyczą się tylko Stasia, bo Ola chyba nigdy nie zrozumie co one znaczą) interakcje było czymś fascynującym i rozczulającym. Chcę więcej. Ogłaszam nabór na nowych przyjaciół na mojego dziecka.
To są główne powody
dla których dzieci płaczą. W racjonalnym świecie.
Ola w pierwszych
miesiącach swojego super życia bardzo mało płakała. Dlaczego?
Podejrzenie numer jeden brzmi, że dlatego, że byłam tak
niesamowicie sprawna w spełnianiu matczynych obowiązków, że nie
miała powodów do płaczu. Podejrzenie numer dwa, które odbiega
trochę od podejrzenia numer jeden : Olina widziała, że potrzebuję
trochę czasu, aby udoskonalić swoje matczyne umiejętności, więc
była wyrozumiała. Luz malina. Czasami było tak, że płakałam
razem z nią. Z czystej bezradności (btw. bezradność to jedno z
niewielu uczuć, które wzbudza we mnie salwy płaczu).
Raz było tak, że to ja
płakałam, a Ola niestety patrzyła. Moment ten był epicki i myślę,
że zapamiętam go do końca życia. To wtedy zakochałam się w niej
po raz drugi. Ola spała w moim łózku, ja po jakiejś kłótni
położyłam się na łóżku i udawałam histeryczkę. Łzy leciały
mi z oczu i co jakiś czas wzdychałam.
Imie-maja-zawód-cierpiętnik.kłopociki.problemiki.com. Cukrowa lalka
obudziła się (za pewne po kolejnym ah jak mi źle jak niedobrze),
spojrzała na mnie i POGŁASKAŁA MNIE po policzku. Dziecko, które
ledwo widzi kolory, które jeszcze nawet nie siedzi – odczytała
emocje z mojej twarzy. Podobno dla takiego bobasiątka twarz mamy
jest jedynym elementem krajobrazu, które odróżnia od plam. Jest
dla niego całym światem. A jak świat Ci płacze – to musisz
pogłaskać, i powiedzieć „światku, światku, nie płacz”.
Podobno też, dla
rodziców ich dzieci są cały światem (podobno, bo co ja o tym mogę
wiedzieć). I jeśli Twoje dziecko płacze – łamie Ci się serce.
Do pewnego czasu. Im dzidzia starsza – tym więcej płacze.
Wczoraj udostępniłam na blogowym instagramie zdjęcie jak mój świat
płacze. Płakała bo nie dałam jej wyrwać sobie z rąk mojego
telefonu, który zawsze albo bierze do buzi (słyszałam plotki, że
na słuchawce telefonicznej jest więcej zarazków niż na muszli
klozetowej. Panie google czy to prawda?), albo macha nim
ostentacyjnie, jak orderem zwycięstwa, po czym z ekscytacji wypada
jej on z rąk i się rozpada na części pierwsze. Jest to sytuacja
nagminna. Miałam trochę oporów przed opublikowaniem tego zdjęcia,
no bo przecież to, że robię dziecku zdjęcia gdy rozpacza, zamiast
wziąć na rączki, przytulić, powiedziec luli luli mama Cie
przytuli i da Ci telefon, albo da Ci włożyć palce do gniazdka, bo
przecież chcesz, da Ci widelca którym je obiad, bo przecież
chcesz, da Ci porwać struny od gitary i poharatać sobie skórę, bo
przecież chcesz, luli luli, luli laj. Ale potem przypomniałam sobie
o stronie www.reasonsmysoniscrying.com, na której rodzice z całego
świata wklejają zdjęcia swoich pociech, które płaczą z
absurdalnych powodów. Komitywa parentingowa.
Obraz męki na ich
twarzy, rozpacz, sromotne łzy w zestawieniu z wytłumaczeniem powodu
cierpienia jest naprawdę rozczulający. Komiczny. Sprawia, że
histerie swojego dziecka bierze się na dystans, na luzie. Kto wie,
może zauważy w swoim zachowaniu absurd i samo siebie uspokoi?
Te dziecko wygrywa internet.
DRAMAT
Znam taką, co jak przychodzi do mnie do domu to cały czas puszcza Beyonce, a jak proszę ją aby przestała to robi podobną minę.
Indywidualizm od najmłodszych lat.
Myślę, że on też płakał z bezradności, tak jak ja.
NAJLEPSZE ZDJĘCIE EVER.
Znam też taką, która obraża się wtedy, gdy nie chcę sobie zrobić z nią selfie.
Tydzień temu musiałam wybiec spod prysznica na golaska, z pianą na włosach bo Olina obudziła się na dwie sekundy, zobaczyła mnie, uśmiechnęła się i wróciła do spania. Pozdrawiam.
Pamiętam czasy, gdy Ola bardzo uspokajała się przy dźwiękach Wrecking Ball, albo Stay Pani Rirri. Co za bezwstydnie mainstreamowe dziecię.
Też tak czasem mam. Najczęściej rano.
Pamiętam, że jak oglądałam Breaking Bad, a potem miałam karmić piersią Krynkę, to bardzo bałam się tego, że dostarczam dziecku zestresowane mleko.
Ten wykrzyw twarzy, haha.
Oglądanie tych zdjęć utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie tylko ja jestem 'wyrodnym rodzicem'. Że dzieci są czasami irytujące, ale warto obrócić to w żart, niż na serio się tym przejmować, a co gorsze - denerwować się na nie i krzyczeć. Po co płaczesz, nie płacz, po co robisz, nie rób.
W minioną niedziele był
dzień dziecka. Jako, że moje dziecko jeszcze nie jest świadome co
się do niego mówi to pozwoliłam sobie nie składać jej życzeń.
Nie robiłyśmy też nic na tyle ciekawego, że mogłabym to opisać
w notce. Ale jako, że w zamyśle miał być to blog 'parentingowy',
wpis z okazji dnia osoby, której parentinguję – powinien się
znaleźć. Mogłabym napisać do niej chwytający za serce list, ale
nie zrobię tego z wyżej wymienionych powodów. Olina, co najwyżej
mogłaby kiedyś usłyszeć ode mnie „słuchaj, na blogu, jakieś
10 lat temu wstawiłam list, który był adresowany do Ciebie, weź
zerknij, co?”. Po pierwsze, nie wiem, czy w przeciągu tego czasu
blogspot mnie nie zbanuje, po drugie, nie wiem czy przypadkiem nie
zapomnę hasła do swojego konta (tak bardzo, tak bardzo w moim
stylu) i czy blog będzie kontynuowany, po trzecie po co miałabym to
robić, po co to komu, na co.
Dzieci są inspirujące,
naprawdę. Dzieci się kocha i chce się dla nich jak najlepiej. Też
najlepszej muzyki. A jaka będzie lepsza niż ta, którą napiszecie
sami? Ja jeszcze (jeszcze!) piosenek nie piszę, ale znalazłam tych,
którzy to zrobili. Niesamowici. Sinead O' Connor, David Bowie, Kate
Bush, Jay-z i Eric Clapton. Hormony w moim organizmie nadal szaleją
(chyba traktuję to jako wytłumaczenie, a prawda jest taka, że
zawsze byłam nazbyt emocjonalna i szybko się wzruszałam) więc
chyba nie muszę wam mówić, że czytając o niektórych piosenkach
(wszystkich) obraz mi się zamazywał, oczy mi się pociły i
chusteczki szły w ruch.
Kate Bush
Jest inspiracją
uwielbianych przeze mnie muzyków (Björk,
Kate Nash). Sama często
inspirowała się literaturą i kinem. Jedna z jej najsłynniejszych
piosenek, która dała jej największy rozgłos komercyjny (która
równocześnie była debiutem wokalistki, szok!) „Wuthering
Heights” była efektem zauroczenia się powieścią. Jaką to już
chyba sami dacie radę się domyślić.
How could you leave me
When i needed to
possess you
I hated You, I loved
You too
(…)
Heathcliff, it's me,
your Cathy, I've come home
Zazwyczaj
jej piosenki są udziwnione muzycznie, rozbudowane. Czasami wręcz
oniryczne, hipnotyzujące. Mocno liryczne. Teksty opowiadają ciekawe
historie (np. Babooshka, Rinfy the Gypsy) – Kate jest świetną
songwriterką.
To
jak bardzo skromny w ekspresji jest utwór dla jej synka Alberta,
pieszczotliwie „Bertiego” pokazuje, moim zdaniem, jak bardzo
piosenkarka ceniła sobie prywatność. Dla wielu była tajemnicą.
Do tego stopnia, że nikt nie dowiedział się, że jest w
ciąży/urodziła/jest matką (proces biologiczny znaczy nam,
kobietom-matkom),dopóki sekretu nie wyjawił przyjaciel rodziny,
piosenkarz Peter Gabriel.
Piosenka
jest prosta. Ale czy można użyć większych i bardziej
definiujących słów niż :
here comes the sunshine
here comes the son of
mine
here comes the
everything
Znalazłam
jeszcze uroczy cytat, odnoszący się do spotkania Kate z Królową.
I would do anything
for Bertie, including making an ashole of myself in front of a whole
room ful of people and the Queen'.
Myślę,
że to wszystko idealnie opisuje jeden z aspektów macierzyństwa.
Dziecko niesamowicie upraszcza Ci czasami niektóre sprawy. Przy
natłoku zadań, myśli, wrażeń, problemów, przy natłoku ogólnie
pojętego wszystkiego zdarza się moment w ciągu dnia, że patrzysz
na swoje dziecko, wypuszczasz powietrze z płuc i zadajesz sobie
pytanie : po co to wszystko. Uspokajasz się. Na chwilę odpuszczasz.
Kate Bush pisząc skomplikowane artystycznie piosenki, w piosence dla
swojego dziecka odpuściła sobie, odetchnęła. Użyła prostych,
krótkich zdań. Po słowie everything nie wiele można dodać.
I to wystarczy.
Jay –
Z
Nie
dość, że sam jest multimilionerem, zdobywcą 15 statuetek Grammy,
jednym z najbardziej wpływowych ludzi show biznesu, mężem Beyonce,
której można przypisać dokładnie te same rzeczy, co jemu, dodając
niesamowitą urodę – to jeszcze ich wspólne dziecko, Blue Ivy ma
afro <3
I gdy
przyszła na świad Empire State Building świeciło się na
niebiesko. Wow. Gdy ja przychodziłam na świat sukcesem było to, że
położnicy byli trzeźwi, a łóżko szpitalne mojej mamy nie takie
niewygodne.
Chyba
to przy przygotowywaniu tekstu o nim najbardziej dotknęła mnie moc
miłości artysty do swojego dziecka. Wyobraziłam sobie wielkiego
faceta, dosłownie i w przenośni, który doświadczył tyle
sukcesów, na którego koncertach zjawia się milion pięćset sto
dziewięćset fanów, którzy są w stanie powtórzyć każdy jego
wers. Ten sam człowiek mówi o posiadaniu baby Blue :
The
most amazing feeling I feel
Człowiek, który znany jest z brawurowego języka mówi :
Words
can't describe the feeling for real
Człowiek, który stworzył 12 autorskich albumów, większość z
nich pokryła się planytą, dwa z nich zostały umieszczone na
liście 500 albumów wszech czasów mówi :
My
greatest creation was you, you : Glory!
Everything that i
prayed for
God's gift, i wish i
woulda prayed more.
Kocham moich rodziców. Ale być dzieckiem Hovy i Beyonce :
A
younger, smarter, faster me
So
a pinch of Hov, a whole glass of Bey
Na RapGenius znalazłam pytanie : How could Hov's daughter not
swag?
Bad-ass
lil Hov
Two
years old, shopping on Savile Row
Dotykając rapujących tatusiów, chciałam zahaczyć o Kanyego
Westa, ale myślę, że jego (fascynująca i paraliżująca) próżność
odnosi się również do dziecka. Nie bez powodu bobas nazywa się
North West (ha. ha.). On zdanie my greatest creation was you
mógłby skierować do wszystkiego czego się dotknął.
Sinead O'connor
Przepiękna kołysanka.
David Bowie
Życie dziecka Davida Bowiego (<3) musiało wyglądać mniej
więcej tak :
Bowie nazywa siebie i matkę Zowiego – Angie, parą czubków,
kochanków uwiązanych w miłosny obłęd. Rodzicielstwo sprowadza do
wiary w syna (najważniejsze!), kupna kilku ciepłych rzeczy, i
zapewnień, że na pewno będzie potrzebował książeczki, która
nauczy go życia między ludźmi, którzy uważają go za czubka,
którym na pewno będzie, ze względu na czubków rodziców.
Cause
if you stay with us you're gonna be pretty Kookie too
Wezmę radę Davida Bowiego do serca. Jeśli Krynia będzie miała
problem z pracą domową olejemy sprawę na chwilę i wybierzemy się
na crazy wycieczkę na miasto. Z wujkiem Bowiem w głośnikach.
Eric Clapton
Nie chcę mówić za dużo o tej piosence. Odkąd zostałam mamą,
cokolwiek co jest związane z dziećmi i jest
smutne/tragiczne/szokujące/opowiada o śmierci – powoduje, że
wyłączam się i nie chcę o niczym myśleć. Moja wyobraźnia jest
za bardzo plastyczna, więc wolę wyłączyć mózg i w ogóle jej
nie używać niż używać jej w bardzo, bardzo czarny sposób.
Eric Clapton miał syna. Syn ten, czteroletni, wypadł z okna. Okno
znajdowało się w nowojorskim apartamentowcu. Apartament znajdował
się na 23. piętrze. Syn zmarł. Clapton napisał piosenkę. Smutną.
Pełną bólu. Piękną.
olinka czasamii, o trzeciej w nocy, zapomina, że nie potrafi mówić
Ola była pierwszym
dzieckiem jakie trzymałam na rękach. Nie umiem dzieci. Nie znałam
się na dzieciach i myślę, że moja wiedza jak na razie powiększyła
się o bardzo oczywiste informacje, które potrzebne są każdemu z
nas do przetrwania. Lub o ciekawe ciekawostki, takie jak to, że żeby
Twój bobas był mądry puszczaj mu muzykę poważną, Bacha i
Mozarta. To wiem. Czy Kanye West, Rojek i Bjork to muzyka
poważna?
W weekend odwiedziłam
mojego tatę za miastem. Psy, koty, starocie, płyty z gramofonu,
konie 10 metrów od domu, natura i chill. Do momentu, w którym
spokój postanowił przełamać trzylatek – wnuczek sąsiadki. Ten
młody jegomość na początku wzbudzał we mnie ciekawość. Byłam
nawet podekscytowana, że będę miała okazję poobcować ze starszym dzieckiem, trochę bardziej przypominającym
człowieka niż moja cukrowa lalka, która wówczas kimała.
Widziałam, że mi się przygląda, pierwszy raz widział mnie na
oczy. Zadał głośne, pełne pretensji pytanie 'A KTO TO JEST?' i
nadal się na mnie gapił. Chciałam nawiązać z nim wspólne flow,
otworzyć usta i zacząć z nim rozmowę. Usta otworzyłam, owszem, ale wydobył się z nich tylko żałosny dźwięk eeeeeeee – oznaczający niewiedzę.
Kompletnie nie miałam pojęcia co się do takich dzieci mówi. Na
jakim są one poziomie emocjonalnym, na co można sobie pozwolić, a
na co nie. Z oddali obserwował mnie tata, widziałam jaki dumny
jest z tego, że zrobiłam się taka kids friendly, że z każdym
dzieckiem sobie mogę poplotkować, pożartować, być drugą mamą.
Po chwili doszłam do siebie, coś tam do niego mówiłam, on mi coś
odpowiadał, nie wiem co, bo nie rozumiałam go ani trochę. Ale
myślę że tak, że się lubimy, na pewno.
Staram się być
człowiekiem słowa (oh ah), doceniam je i podziwiam, lubię się nim
posługiwać. Komunikacja werbalna jest głównym środkiem
komunikacji międzyludzkiej. Jak komunikować się z postacią, która
nie mówi nic, która tylko się patrzy? Przez pierwszy tydzień po
przyjściu Kryni na świat (przyszła sama, mhm, zero mojej zasługi)
nie odzywałam się do niej. Czułam blokadę. Po co mówić do
dziecka, które nic nie rozumie. Gdy mama dźgała mnie paluchem, jak
ta baba z Dnia Świra i mówiła „no powiedz coś, powiedz, zobacz
jak się patrzy” ja starałam się przełamać. Czułam się
bardzo kretyńsko i sztucznie. Po jakimś czasie mówienia, skumałam,
że raczej nie chodzi o sens słów, które wypowiadam, tylko o
ciepło mojego głosu, o ton, i o bezpieczeństwo jakie ona czuje gdy
mnie słyszy. Równie dobrze zamiast słów kocham Cie robaczku
mogłabym mówić do niej zupa pomidorowa z kluskami. Szczęście z
obydwu stron niewyobrażalne.
Z jednej strony nie mogę
się doczekać tego, aż zacznie wypowiadać konkretne słowa, a z
drugiej strony jak słyszę kiedy dorośli mówią : Pani Majo albo ta
Agnieszka to na drugie miała Krzysztof (pewnie wkradł się
gender), szłem szłem i nie doszłem, dzieci pyskują rodzicom,
starają się być śmieszne (nie ma nic gorszego niż dziecko
opowiadające kawał!) to cieszę się, że my z Olinką dogadujemy
się na poziomie symbolicznym. Rozumiemy się.
„Nie umiem” dzieci.
Umiem tylko moje dziecko. W stu procentach. Na pamięć.
jesteś dla mnie bardzo ważna, więc chciałabym, aby wszystkie
piękne życzenia, które złożyli Ci Twoi przyjaciele się
spełniły. Chciałabym jednak dodać coś od siebie.
Życzę
Ci marzeń. Życzę Ci, abyś mogła bez poczucia winy marzyć i
wierzyć, że kiedyś te marzenia zrealizujesz. Same się nie
spełniają, Ty musisz to zrobić, zapamiętaj. Radzę Ci, abyś w
końcu znalazła do nich drogę.
Życzę
Ci sprecyzowanych planów życiowych i umiejętności tworzenia ich
racjonalnie. Musisz krok po kroku dążyć do ich realizacji, więc,
życzę Ci dużo siły i cierpliwości. Wiem, że jesteś silna,
pokazałaś to nie raz.
Dobrze
wiesz, że pomysły – ulotna rzecz, więc życzę Ci dużo spokoju.
Spokój uratuje Cię od frustracji, która pojawia się gdy czujesz
się bezradna, zawsze wtedy gdy nie masz czasu na zmaterializowanie
owych pomysłów. Ich nigdy nie brakuje. Ciesz się, że nie jest
odwrotnie.
Znajdź
różnicę, między braniem przykładu z innych, a porównywaniem siebie do innych. Możesz robić to pierwsze, to drugie sobie odpuść,
nie prowadzi do niczego dobrego.
Chciałabym,
żeby śpiewała za Edith Piaf „Non,
je ne regrette rien...”, żebyś nigdy nie miała ochoty ochoty
cofnąć czasu, żebyś pamiętała przyszłość, żyła
teraźniejszością, i myślała o przyszłości. Powinnaś się w
końcu tego nauczyć. Czas nie jest Twoim wrogiem. Nie powinien być.
Do
tego życzę Ci : Warszawy, Londynu, Berlina, Nowego Yorku, nieskończonej ilości zajebistych książek, czasu
na przeczytanie tych wszystkich zaległych artykułów, które masz
pozaznaczane i odłożone, możliwości zaprojektowania własnego
domu i zaaranżowania go, zawsze ładnie pomalowanych paznokci,
niekończącej się rukoli i niskokalorycznej pizzy, poranków na
plaży, możliwości podróżowania, i zrealizowania planu eurotripa,
sushi raz w tygodniu, Chanelki, wydania zbioru opowiadań, kolacji z
przyjaciółmi, żeby ktoś kiedyś zadedykował Ci książkę,
jaśminowych perfum, kilograma pistacji, darmowych biletów na te
wszystkie festiwale muzyczne i filmowe, które się szykują tego
roku, tego psa co był w Masce, wycieczki z Thelmą i Louise, żeby
młody Vincent Cassel był Twoim kochankiem, Chet Faker układał dla
Ciebie piosenki, Flume zagrało na Twoich następnych urodzinach, Amy
Winehouse zmartwychwstała i napiła się z Tobą wódki, i zrobiła
Ci tatuaż na imprezie, żeby Kanye West napisał o Tobie post na twiterze, a Edgar Keret wypił z Tobą wiadro kawy.
Życzę Ci, żeby Twoja córka zawsze patrzyła na Ciebie tak jak teraz, z miłością, podziwem i zaufaniem, żeby była z Ciebie dumna i żebyście inspirowały siebie nawzajem, żebyście bawiły się ze sobą najlepiej na świecie, żeby zamiast Lala mówiła do Ciebie mama i żeby w przyszłości wiedziała, że warto rozmawiać. Z Tobą. O wszystkim.
Miłości
Ci życzę, dzięki której będziesz chodzić 30 centymetrów ponad
chodnikami, która Cie uskrzydli, ożywi, zregeneruje, ukoi (brzmi to jak reklama kremu do rąk, który też Ci się przyda), popchnie do poznania siebie na
nowo, nie wyrwie Ci serca, tylko złapie je, ściśnie, i je ogrzeje, która
Cie pogłaszcze po głowie i sprawi, że będziesz się czuła
najważniejsza na świecie. Dla kogoś. (Okej, tak się czujesz
dzięki miłości rodzicielskiej, ale zasługujesz na true romance. )
Więcej
na ten temat wkrótce! Teraz pędzę, aby odwiedzić Poznań, miasto
doznań. Krynia spędza weekend z tatą, więc mama Maja będzie
udawać, że jest beztroska i że ma urodziny w piątek i w sobotę,
a nie w poniedziałek.
Ostatnio
mój highlife ogranicza się do słuchania za głośno muzyki,
przechodzenia na czerwonym świetle i przedawkowania zielonej
herbaty. Ja wiem, życie na krawędzi. Postanowiłam więc pomóc
przygodzie i pojechać autostopem, ale wczoraj zgrzeszyłam. Ja Maja,
na drugie mi hipokrytka. Trafiłam wczoraj na imprezę na
kortowiadzie. Chociaż to miejsce, w którym się bawiłam kortowiady
nie przypominało ani trochę. Ludzie nie aż tak bardzo pijani i
muzyka zajebista i pod sceną nie było pogo. Zero golizny i
agropola. Dzięki Trap nie Disco za zajebisty balet. Przez który nad
ranem podróż na stopa wydawała mi się logistycznie niemożliwa...
Ale
dzień jeszcze nie stracony, szansa nie zmarnowana, PKP na pewno
zorganizuje mi jakieś przygody. Co prawda dzisiaj klimat mamy dobry,
ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sobie postać chwilę na polu
i pokontemplować przyrodę i snuć refleksje nad swoją matczyną
rolą. Śledźcie mnie na blogowym Instagramie gdzie
będę relacjonować wyzwanie pod tytułem pociąg.